Porucznik spochmurniał, zapadł się w siebie. Wreszcie patrząc w nią badawczo, ozwał się:
— Mówisz o mej rozprawie z Hansem Gronosky‘m. O jakiej? Nie rozumiem.
— Ależ, drogi Wiktorze! Po tem co mówiłeś mi o swej awanturze z nim na pograniczu polskiem, nie mogłam wątpić ani chwili, że przyłapałeś go w Tychach i... rozprawiłeś się z nim.
— Okazało się jednak co innego — wykręcał się Wiktor, bo coś mu szeptało, że lekkomyślnością było zwierzać się tej kobiecie naonczas. Zastanowiło go zdanie: „to nasz sekret“ i odniósł wrażenie, jakby ona chciała uzależnić go od siebie, trzymając w kleszczach tego sekretu.
— Dobrze, że okazało się wtedy coś innego! — uśmiechnęła się zbywająco, lecz zafrasowała: — Okazuje się wszakże, iż Gronoscy prowadzili czy prowadzą śledztwo na własną rękę. Odkryli, że byłeś w to wmieszany i wtrącili cię do tej turmy. Boję się o ciebie. Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo... Nie wiadomo, co oni zamierzają. Ja jedna mogę cię z tego położenia wybawić. I ja cię wybawię! — zapewniła z naciskiem.
Sięgnął po ów list. Przysłoniwszy podpis Emma pozwoliła mu odczytać cały, niedługi ten skrypt.
„Donoszę pani — czytał Wiktor — że uwięziliśmy Jej narzeczonego, b. podporucznika armji niemieckiej a teraz ze wszech miar groźnego awanturnika polskiego.
„Jeśli jako prawomyślna Niemka, za jaką Ją poczytuję, zobowiąże się Pani dochować jaknajgłębszego sekretu i powstrzymać się od wszelkich kroków, zmierzających do wyswobodzenia tego Polaka, gotów jestem przez wzgląd na Jej uczucia pozwolić, aby Pani czuwała nad osłodzeniem doli tego więźnia, a więc według swego uznania dostarczała mu niekiedy papierosów, cygar, wina, żywności i t. p.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/419
Ta strona została uwierzytelniona.