więźnia losowi czy też, pragnąc pokarać dumnego, odpornego kochanka, podbechtała owego Gronosky‘ego tak, by oddał go pod lufy zbirów.
Zemsta, nic tylko zemsta licowała z tą demoniczną kobietą, u której zimna jak lód głowa panowała nad wszystkiem — kobietą, która nawet w huragan szału zabierała ostrą jak sztylet myśl. Dlatego Wiktor sądził, że nie przestanie go ona ścigać. A, że rodzice i panna Jadwiga powtarzali mu to do znudzenia, otoczył się strażą.
Jakoż w wycieczkach jego poza Mysłowice towarzyszył mu czujny i uzbrojony młokos i nieznacznie, krok w krok za nim idąc, odprowadzał go do domu. W istocie Wiktor mógł się obawiać nietylko zemsty ze strony dawnej, obrażonej kochanki, lecz, jak słusznie twierdził Widera, napaści lada bojówki. Przecież od września do połowy grudnia zamordowano bezkarnie około trzydziestu działaczów polskich... Plebiscyt znaczył się co krok krwawemi śladami i dni upływały w atmosferze dusznej, nieznośnej.
Chociaż tylko na krótko i bez swej panny Jadwigi, wydostał się z niej Wiktor, gdyż wypadło mu „pokazać się“ państwu Orzelskim, ręce ich pięknie ucałować i pogadać o terminie ślubu. Jako wiatyk narzeczona dała mu niemało wskazówek, jak podbić jej rodziców, lecz on mówił jej:
— Zdobyłem taką trudną fortecę jak pani, więc chyba nie poniosę tam klęski.
Tymczasem panna Jadwiga wyjechała do Lublińca, aby tam jeszcze pewien czas pracować wraz ze swą panią Liberkową i panią Niegolewską, zaczem obiecała zamieszkać u pp. Kuhnów. Dyrektor bowiem zgoła nie chciał na to pozwolić, by zimowała w jakim skromnym domku wiejskim. Ofiarował jej na usługi samochód tak, aby praca jej agitacyjna nie cierpiała. W pustym po ślubie córki domu miał w niej wizję młodości.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/441
Ta strona została uwierzytelniona.