Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/444

Ta strona została uwierzytelniona.

kich, jakich przysłało na G. Śląsk najpotężniejsze z tajnych stowarzyszeń, łącznikowe zrzeszenie „Spree“.
Rozpościerało ono swe macki ze wszystkich wielkich miast niemieckich, zajmując się Nadrenją, Szlezwigiem zarówno jak G. Śląskiem. Przeobraziło się z biur demobilizacyjnych pozornie w placówki żywnościowe a w gruncie rzeczy w wojskowe gniazda roboty konspiracyjnej.
Głównie z ramienia wrocławskiej „Spree“ szły na G. Śląsk drużyny osobników zbrodniczych i figur najciemniejszych, oraz zapasy amunicji i broni, ukrywane w więzieniach, gmachach rządowych lub pałacach magnatów. Agitatorów tejże Spree, przeznaczonych do bałamucenia robotników, odpychania ich od Polski i kaptowania dla Niemiec, zobowiązali się przyjmować do kopalni, hut i fabryk dyrektorowie tych zakładów i p. Kuhna stał w obliczu „obowiązku“ wydalenia tylu a tylu Górnoślązaków i zastąpienia ich agitatorami z Niemiec.
Zwlekał z tem długo, aż wreszcie poczuł nóż na gardle. Jeżeli bowiem urzędnik jego z pewnym naciskiem podniósł tę sprawę, trzeba było przypuszczać, że za nim stoją inni dyrektorowie kopalni, ich związek tudzież wszyscy finansowo zainteresowani w kopalni Dobrej Nadziei.
Gdy rączką panny Jadwigi przypierany dyrektor wykrztusił, wymruczał to wszystko przed nią, dziewczyna, zawsze stanowcza i bezwzględna, gdy chodziło o sprawę polską, zawołała:
— Ależ p. dyrektor nie może pozbawiać pracy Górnoślązaków, wyrzucać ich na bruk i żywić przybłędów niemieckich, przykładać rękę do fermentu, do roboty niemieckiej. Jako Górnoślązak... — jechała dalej, wiedząc, w jaką uderzać strunę.
— Ja, ja, mein Kind... — wzdychał strapiony p. Wilhelm i tłumaczył jej, że sprawa to wcale nie prosta, że nie stosując się do tego, stałby się w