Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/450

Ta strona została uwierzytelniona.

A Wiktor spytał Nawoja:
— A jak wplątał się w to Artur Gronosky?
Nawoj uśmiechnął się.
— Szukać tak przebiegłego gracza jak p. sędzia! On zasłonił się tym Gronosky‘m tak doskonale, że ojciec i brat nigdy nie byliby mogli posądzić go o jakikolwiek udział w tej sprawie, gdybym ja nie był wniknął do jądra tej intrygi... Zatrzymałem się w Opolu i zwróciłem do owego Gronosky‘ego.
— Pan z nim rozmawiał?
— Rozmawiałem.
— W jakim charakterze?
— Zbliżyłem się do niego, jako rzekomy ajent z „Spree“, któremu polecono śledzić zbiegłego z Wieży porucznika Kunę, aby go ponownie przyłapać i uprowadzić.
— I czego pan się dowiedział?
— Rzeczy dla pana porucznika ogromnie ważnej, a mianowicie, że pan sędzia, namawiając pana Gronosky‘ego, swego kolegę uniwersyteckiego, by wyręczył brata i zamiast niego zajął się unieszkodliwieniem pana porucznika, nie wyjawił przed nim nic o... zajściach, jakie p. porucznik miał swego czasu z jego kuzynem.
Wiktor zamienił się w posąg zdumienia.
— Ten Gronosky nic o tem nie wie?
— Na szczęście pana porucznika.
— Więc on działał li tylko jako wróg Polaków przeciwko Polakowi?
— Tak jest.
— Jeszcze nie rozumiem... — wyszeptał Wiktor i raptem zerwał się z krzesła.
— Tam do licha, jakim sposobem dowiedział się Walter o tych zajściach moich z porucznikiem Gronosky‘m?
— Tego nie wiem.
— A czemu to, wiedząc o tem, nie zdradził tego przed tym Arturem Gronosky‘m?