Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/470

Ta strona została uwierzytelniona.

Wychylił swój kieliszek i powstał od stołu.
Wiktor żywił dla niego wdzięczność, bo on to w istocie wybawił go z więziennej turmy, a nigdy nie mógł zszeregować go w swem pojęciu z galerją rzeźniczych bandytów. Na pożegnanie uścisnął jego dłoń mocno.
— Spotkamy się dnia 20 marca i będziemy jak dzieci jednej matki głosować za Polską...
Komunista podniósł głowę i odrzekł z dumą:
— Nawoj może głosować tylko za Polską... Tak mi każą moje groby...
Gdy drzwi zamknęły się za nim, pani Jadwiga nie mogła wyjść ze zdumienia. Nie mogła pojąć, że w tym krwiożerczym osobniku drżała struna słowiańskiego idealizmu. A Wiktor, uśmiechając się z zadowoleniem, pytał:
— Szczególniejsza bestja, co?