Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/472

Ta strona została uwierzytelniona.

Syn przytoczył wyszczególnione w „Oświadczeniu“ tem argumenty, poparł je wymownie i wreszcie zagadnął:
— A cóż ojciec mówi na to, że robotnicy mianują się w tej odezwie jedynymi prawowitymi przedstawicielami wielkiego przemysłu u nas i przeciwstawiają się manifestacyjnie tym dyrektorom, którzy przybyli do nas z Niemiec dla wyzysku tych skarbów i Górnoślązaków?
— Nic mnie to wszystko nie obchodzi, nie chcę słyszeć o plebiscycie! — mruczał znów chory dyrektor, lecz półgębkiem solidaryzował się ze swymi ziomkami.
— Górnośląska ziemia i węgiel górnośląski... My Górnoślązacy... — przyznawał.
Aż raptem ozwał się:
— Dr. Schneider opowiadał mi dzisiaj, że w Warszawie zamknięto giełdę...
— Kolportuje ordynarne niemieckie „kaczki“ przedplebiscytowe!
— Więc to nieprawda?
— Ani słowa!
— A co mówi Korfanty o tem, że magnaccy obszarnicy oddają 200 tysięcy morgów ziemi na parcelację?
— Nic nie mówi — roześmiał się Wiktor — bo to przecież tandetna plotka. Magnaci sami nie pisnęli o tem ani słowa. Gdyby nawet byli złożyli publicznie takie oświadczenie, nie uwierzyłbym w to. Proszę ojca, teraz jedno kłamstwo goni drugie.
— Nie nudź mnie już tem. Gdzie Jadwinia?
— Na wielkim wiecu kobiet w Katowicach.
— Naturalnie! — syknął ironicznie dyrektor. — Teraz obiady gotują się same, bo kobiety uprawiają politykę gremjalnie. Obłęd... Jutro powarjujecie wszyscy do reszty. Zamykam ten pokój na cztery spusty i nie dopuszczam do siebie nikogo.