północnych i zachodnich, zaodrzańsich kresów ziemia ta da wyraz swej polskości.
Lecz cóż dalej? Czyliż potężny głos G. Sląska przemówi do potentatów, dzierżących w rękach jego losy? Cóż kryje w swem łonie przyszłość?...
Czyny i dzieła ludzkie wpadają niby źdźbła w tryby olbrzymiego, światem zwanego młyna, nad którym nie panuje żadna jednostka...
Dnia tego zapominano w Komisarjacie, że wynik plebiscytu i obfity plon pracy polskiej miał dostać się w zdradliwą machinę Rady Ambasadorów, w wężowisko konszachtów dyplomatycznych. Nie sięgano wzrokiem tak daleko i teraźniejszość trzymała umysły na uwięzi a w jutro spozierano jasno.
W takim nastroju, z gęstą miną powracał Wiktor z Bytomia przez osiedla rozgorączkowane emocją, rad z tego, że jak się zdawało, terror pruski nie zakłócił głosowania. Aczkolwiek dnia tego nie wolno było sprzedawać trunków wyskokowych, na stacjach błąkało się niemało podchmielonych figur.
Na peronie w Katowicach rozpoznało Wiktora kilku pieronów i nuże wywijać czapkami i wołać:
— Dobra nasza!
— Niech żyje Polska!
— Wesoły nam dzień dziś nastał! — wyśpiewywał ktoś na nutę niezupełnie wielkanocną.
Tymczasem u pani Jadwini wypoczywało przy kawie po całodziennych znojach grono gorliwych niewiast z Towarzystwa Polek. Niektóre z nich przywędrowały z przedmieść i dzieliły się swemi wrażeniami.
Byli wśród robotników tacy, co brali od Niemców po 50 marek i kartkę z nadrukiem: Deutschland — Niemcy, tłumacząc sobie, że to przecież równa się płacy za dwie i pół szychty. Naogół jednak, zapewniała Otrembowa, „każdy co po polsku godo, rżyko i w Boga wierzy“ głosował za Polską.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/481
Ta strona została uwierzytelniona.