Nie czekając na gazety, p. Kuhna opuścił zebranie, bo dnia tego nie był skłonny do rozpraw politycznych. Odebrał bowiem od macochy list, który go gryzł i gnębił. Prosiła go owa, aby nie pojawiał się przed ojcem ani do niego nie pisał, słowem w grzeczny sposób powtarzała nakaz Wiktora, nadmieniając przytem, że skoro się tylko da, dyrektor wyjedzie na kurację do Piszczan.
Przez to czuł się niejako oficjalnie odsunięty od ojca, dla którego odnalazł teraz pewien afekt, i poprostu wyrzucony z obrębu rodziny, zalanej przez polskość. Zżymał się na to pan sędzia, wściekał na Wiktora. „Odszczepieniec“ ten potrafił wsączyć we wszystkich jad zarazy polskiej i tak oprzągł ich, iż dla pierworodnego syna nie było w tym domu miejsca.
Aby dyrektor sam miał przerobić się na Polaka, Walter nie wierzył. Nie mogło mu się to pomieścić w głowie. Miał przeto ochotę współzawodniczyć z Wiktorem o wpływ na ojca, tem więcej, że sądził, iż łatwo uda mu się wykłamać i usunąć podejrzenia, jakoby był sprawcą uwięzienia brata. Bo nie przypuszczał, aby Wiktor lub ktobądź inny mógł był wyjść po za przypuszczenia. A brutalności swego listu do ojca nie odczuwał.
Na Wiktorze skupił się jego gniew. Nie mógł pogodzić się z tem, że ten „bezczelny awanturnik“ co wypędził go z domu ojcowskiego, wymknął mu się z murów turmy, zadrwił sobie z niego. Czyliż za to wszystko nie dałoby się pokarać tego gagatka ojca, tego Polaka?
O przedłużającym się pobycie sędziego na G. Śląsku dowiedział się Wiktor wkrótce. Doszło to także do uszu dyrektora i obadwaj poczęli posądzać Waltera o jakieś knowania.
Po napięciu nerwów w ostatnich dniach plebiscytowych nastąpiło w kraju odprężenie i znużenie. Zapanował pokój, więc nasuwała się myśl, czy p.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/486
Ta strona została uwierzytelniona.