sędzia nie nosił się z planem nowego, szatańskiego figla przeciwko znienawidzonemu bratu. Jakoż dyrektor zapragnął zobaczyć Waltera, by zażegnać wybryki animozji między braćmi, lecz Jadwinia poparta przez panią Agatę sprzeciwiła się temu kategorycznie i stary pan odłożył to na później.
Tymczasem Wiktor pragnął się zabezpieczyć. Nie wyzbył się swej dwugłowej gwardji i pewnego dnia ozwał się do Jadwini:
— Na poskromienie Waltera mam doskonały środek zaradczy.
— Jaki?
— Zgadnij!
— Ożenić go z rozsądną kobietą!
On parsknął i zarżał ze śmiechu. Potem przygarnął ją do siebie i, z rozmiłowaniem wielkiem patrząc w jej twarz, śmiał się:
— O ty, rozsądna ślicznoto! Ty poskromicielko!... Na szczęście nie zanadto.
— „Na szczęście“?
— Jakbyś mnie całkiem poskromiła i utemperowała, niby ołówek, przestałabyś mnie kochać.
— Nie, nie.
— Z pewnością. Kochasz we mnie to, co nie ma nic wspólnego z zimnym rozsądkiem. Jak prawdziwa kobieta. I słusznie. Bo czyż można wystawić sobie coś nudniejszego nad skończenie rozsądnego człowieka? I coś głupszego?
— To ci nie grozi.
— Przy tobie.
— Przy mnie? — zaśmiała się w głos.
— Przy tobie nie można być rozsadnym. Trzeba cię kochać.
— Spróbuj!
— Być rozsądnym? Ani mi się śni! — rzucił i nie pominął okazji, by nie wycałować jej gorąco. Aż przytem zapomniał, od czego począł. Lecz ona spytała:
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/487
Ta strona została uwierzytelniona.