Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/497

Ta strona została uwierzytelniona.

mógł wszakże wywąchać, o co chodzi temu człowiekowi. Lecz my to wiemy. O ciebie...
— Krecia robota Waltera.
— On chce ojca zapędzić do grobu w swem nienawistnem zaślepieniu.
Jadwinia powstała i rzekła z bladym uśmiechem:
— Musisz mi poprawić moje ćwiczenie niemieckie... Mój list do Waltera.
— Koniecznie chcesz z nim pomówić?
— Mój złoty, czyliż nie mamy innych spraw na głowie, by Walterem zaprzątać sobie umysł? Gdyby on ciebie gdzie przyłapał i uwiózł teraz...
Wiktor spojrzał w spokojną twarz żony badawczo, bo to jej „teraz“ brzmiało mu w uszach.
„Teraz“, zwłaszcza teraz, gdy on miał pójść w boje, w których nie mogło zabraknąć Wiktora Kuny... Czy ona to chciała powiedzieć?
Zastanowił się i za to jej cudowne „teraz“ pocałował ją w rękę z najwyższem uwielbieniem.
— No, pokaż ten list, kochanie.