Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/498

Ta strona została uwierzytelniona.




XXIV.

W saloniku dyrektorskiej willi pan sędzia rozglądał się jakby zdziwiony, że danem mu było przestąpić te progi. Zapatrzył się ciekawie w nieznany sobie obraz przy biurku pani Agaty — świetny pastel, portretujący młodą, uroczą blondynkę w tennisowym kostjumie białym, tak znakomicie uchwyconą w posuwistym ruchu nóg i lekkim skłonie torsu, że ona poprostu szła, wychodziła z ram na plac tennisowy — żyła i czarowała widza.
Pan sędzia lubił i cenił obrazy, a że nie był wcale niewrażliwym na urodę kobiecą, więc nie mógł oderwać wzroku od tej porywającej panny, co z boku spozierała na niego z uprzejmym uśmiechem w chabrowych, inteligentnych oczach, z kosmykiem jasnych włosów, wychylającym się filuternie z pod słomkowego kapelusza — cała jasna jak błysk słońca.
Himmelkreuzdonnerwetter!... To była pani Wiktorowa, a zatem jego bratowa, którą miał ujrzeć i poznać za chwilę.
Ona to kazała Wiktorowi odwrócić się od pięknej panny Emmy, na piedestale świetności towarzyskiej tak malowniczo upozorowanej, ona rzuciła nań urok, ona pobudziła tą lwicę do szalonej rywalizacji, która tego szczęśliwego junaka zaprowadziła do turmy.