— Wszystkiemu winna zdrada sprawy niemieckiej! — odparł sędzia.
Wyzwolony już z pod uroku kobiecego zjawiska poczynał być sobą.
— Nie mówmy o tem.
— Pragnę jednak, aby mnie pani zrozumiała. W czasie walk o G. Śląsk nie może być litości dla odszczepieńca.
— Nie mówmy o tem! — powtórzyła pani Jadwinia i zarumieniła się dotknięta.
Nie chciała wciągać w rozmowę osoby Wiktora, lecz zaznaczyła:
— Między panem a Wiktorem jest rozłam bezdenny. Nie zamierzam przeto godzić z sobą dwóch rozbieżnych żywiołów. Pragnę jedynie położyć kres tej okropnej wojnie rodzinnej przez wzgląd na ojca pańskiego. A da się to uskutecznić tylko za cenę wyrzeczenia się prześladowania brata. To pan sędzia rozumie?
Walter potrząsł głową, jak koń przez nahalne muchy oblężony, poprawił binokle i po namyśle odrzekł:
— Zgodzę się na tę cenę, jeśli pani może mi zaręczyć, że ojciec mój pozostał sobie wierny, pozostał Niemcem i głosował za Niemcami.
Zaskoczona tem Jadwinia opadła w fotel. W tym momencie dopiero poczynała rozumieć uwagi Wiktora o psychice i charakterze Niemca.
Powstała, przeszła niby we śnie do biurka pani Agaty, nie wiedząc po co, podjęła machinalnie nóż rogowy do papieru, odłożyła go, wróciła do stołu, siadła na swem miejscu i ozwała się:
— Jeżeli dobrze rozumiem, pan sędzia uzależnia swą zgodę z ojcem od tego, jakie on zajął stanowisko w plebiscycie.
— Tak jest.
— Pan ojcu stawia warunki, zamiast... Pan? Syn? Po tem co pan uczynił!... — wylało się nietajone oburzenie.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/501
Ta strona została uwierzytelniona.