Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/513

Ta strona została uwierzytelniona.

— To pójdzie łatwo, bo Hallerczyk dobry do bitki i do wypitki.
— Ba! Gdyby nie nasz żołnierz wszelkie Angielszczyki i inne sportsmeny byłyby wypsiały na Murmanie. Bolszewicy i niedźwiedzie byliby żarli się między sobą o ich kości, gdyby nie nasz Bartek i Maciek od pługa. Ale zagadałem się, a cóż u was?
Nim Wiktor odmalował im położenie rzeczy, zabrał ich do mieszkania, poznajomił ze swą „lepszą połową“ i wnet upomniał się o obiad. Gdy pani Jadwinia pozostawiła ich samych, rzekł:
— Tej nocy klamka zapadła. Powstanie!...
— Brawo! — zawołał Chodźko. — Jakie masz przed sobą zadanie?
— Bagatelne. Rozbroić tu policjantów niemieckich i żandarmów, co pójdzie gładko, a potem połączyć się z Katowiczanami.
— A dalej? — rzucił Wardęski.
— Oczyścić G. Śląsk, najpierw do Odry, do linji Korfantego, co również nie powinno nastręczać wielkich trudności, bo mam wrażenie, że szwaby w pierwszej chwili będą zaskoczeni atakiem. To u nich częsty objaw, że, lubo znają siły i intencje wroga, oddają się złudzeniu, że nie ośmieli się on ich atakować. Ich, Samsonów!...
— A dalej? — napierał jeszcze Wardęski.
— Dalej? Bóg wie — odparł Wiktor, zapalił papierosa i po chwili mówił w zamyśleniu: — Nie wiadomo, co przedsięweźmie wobec tych bojów Komisja Opolska, czy będzie biernie przyglądać się zapasom, czy przystąpi do rozdzielenia zapaśników. Gdyby to rozdzielenie nastąpiło po zajęciu przez nas wszystkich polskich powiatów... Jeżeli nie, boje rozgorzeją w zakapturzoną wojenkę polsko-niemiecką o G. Śląsk...
— Z jakimi dla was widokami? — pytał Wardęski.
Porucznik ściągnął brwi i podrapał się za uchem.