Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/518

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczem ozwał się do nich:
— I dzisiaj nie będziemy próżnować. Trzeba budzić ducha, przypomnieć powstańcom nasze zeszłoroczne walki. A nastręcza się dobra okazja... Froncek, Psota, Mach i Siekaczek zwołają ludzi na zebranie. Pójdziemy! I to z bronią w kieszeni.
Minął plebiscyt, lecz nie skończył się ferment w kraju, niepokojem o swe lasy miotanym. Oba Komisarjaty stały naprzeciwko siebie jeszcze w pełnym rynsztunku, niejako z bronią u nogi. Polacy w powiatach przeważnie zniemczonych wysyłali manifesty do Opola i do Paryża wykazujące, pod jakim terorem fizycznym i moralnym odbyło się tam głosowanie i wołali wielkim głosem o przyłączenie ich do Polski. Niemcy zaś usiłowali wszczepić między Górnoślązaków polskich klin, proklamując przez Zw. Górnoślązaków ideję pseudo-niezależnego państwa Górnośląskiego, nadto kusili się o rozbicie jedności robotników i jednocześnie agitowali w celu wywołania „żywiołowych“ manifestacji niemieckich.
Jakoż w mieście rojniej było, niż w inne niedziele, gdyż wśród licznego żywiołu niemieckiego uwijali się ludzie z Komisarjatu dra Urbanka. Pod wieczór ujawniło się na ulicach niemałe podniecenie. Ale Polacy postanowili plany niemieckie pokrzyżować.
Nie zajęli oni wprawdzie sali, gdzie miało się odbyć zebranie wszelakich hajmatstrojów, lecz przygotowawszy dla nich niespodziankę, zgromadzili się w sali górników, gdzie wnet pojawił się porucznik Kuna ze swymi towarzyszami.
— Chociaż podobno skończył się plebiscyt — mówił on z przekąsem do kapitana Wardęskiego — ujrzysz jeszcze typowy obraz z naszego trzydziestomiesięcznego istnienia na tej ideałem zacnego Wilsona uszczęśliwionej ziemi.