W sali powitano popularnego porucznika serdecznemi okrzykami.
Nie kazał im długo czekać na przemówienie.
— Niemcy jeszcze agitują! — mówił. — O cóż im chodzi? Dwa lata temu z pomocą nasłanych szwabów i pieniędzy urządzili olbrzymie manifestacje aby koalicja i świat cały usłyszeli o „żywiołwem przywiązaniu ludności niemieckiej do „Vaterlandu“, aby uwierzono, że G. Śląsk jest krajem niemieckim. Wybili z tych manifestacji wielki kapitał, bo dzięki temu zarządzono plebiscyt. Teraz, nieomal w przededniu ostatecznej decyzji Rady Najwyższej o naszych losach, raz jeszcze uciekają się do tego środka, aby drut telegraficzny rozniósł po świecie wieść o tych manifestacjach, aby obwieścił, że „Oberschlesien ist deutsch“, aby na podstawie tego Lloyd George w Londynie przyznał Niemcom cały G. Śląsk.
— Za godzinę wyruszy tysiączny pochód niemiecki na ulice, ukażą się chorągwie i czarne orły pruskie i w naszych Mysłowicach znów, jak dawniej w czasach Kaisera, rozbrzmiewać będzie zuchwale: „Deutschland, Deutschland, über alles“.
— Oh, te gizdy!... warknął ktoś wśród słuchaczów i dreszcz złowrogi przeszedł przez tłum.
A Wiktor Kuna ciągnął:
— Dwa lata temu patrzeliście spokojnie na taką manifestację szwabską, nie wiedząc, ile ona was będzie kosztować. Ale teraz wiecie. Teraz wiecie, że za takie zabawy niemieckie drogo płacić musimy my!... Dzisiejsze szwabskie „hurrah!“ mogłoby nam wolnym Polakom znów jarzmo pruskie na karki narzucić...
— Dlatego pierony, my do tej manifestacji nie dopuścimy! Rozpędzimy te bandy na cztery wiatry, jakem Wiktor Kuna!! — huknął porucznik na cały głos, pięścią w stół waląc, i sala cała zagrzmia-
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/519
Ta strona została uwierzytelniona.