Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/541

Ta strona została uwierzytelniona.




XXX.

Skoro wieczór zapadł, Wiktor Kuna rzucił się na słomę w stodółce siodłacza, nakrył derami i zasnął jak suseł. Opodal Froncek zarył się nosem w słomiane posłanie, inni powstańcy wyszukali sobie legowisko pod ścianą i utworzyli grupę niby tłomoki niedbale porzucone. Z różnych kątów czernią zalanej stodółki podnosiło się chrapanie.
Trzeba było nabrać sił. Przed wschodem słońca zamierzali przeprawić się na prawy brzeg Odry, co połączone było z niemałem niebezpieczeństwem. Bo w ślad za Komisarjatem polskim i organizacją powstańczą, przeniesioną z Koźla, pojawiły się w Ciskach bojówki niemieckie i roztoczyły straże dookoła osady a mianowicie nad brzegiem rzeki, gdzie zmieniały się w karabiny i małe maszynówki zbrojne widety.
Wobec tego w ciągu dnia nie było można myśleć o przeprawie łodziami, zwłaszcza że prócz kilku granatów ręcznych, partja saperów nie zastała w Ciskach żadnej amunicji ani broni. To, co posiadał z takich pożądanych skarbów Komisarjat, zabrali z sobą ci powstańcy kozielscy, którzy na pierwszą wieść o powstaniu przerzucili się za rzekę, zanim mogły im w tem przeszkodzić bandy hajmatstrojów.
Zbłąkanym do Cisek saperom paliła się tam ziemia pod stopami. Dochodziły ich bowiem z za