Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/553

Ta strona została uwierzytelniona.

wśród dymu papierosów, butelek i kieliszków żal ściskał jej serce na myśl, że niejeden z tych bujnem życiem niesionych młodzieńców nie dożyje może wieczoru, zamknie oczy na to majowe słonko, tak pięknie wyzłacające żółtą taśmę drogi, napełniające szeregi drzew poświatą i rozsiewające hojną ręką dzieciom ziemi radość życia. Odwróciła się do Wiktora, rozmawiającego z Augustynem i, ze łzami w oczach, objęła za szyję ukochanego brata, jakby nie miała ujrzeć go już nigdy. Byłaby rozpłakała się rzewnie, lecz Wiktor, uścisnąwszy ją gorąco, zwiewał smętek z jej duszy, rzuciwszy z zacięciem rycerskiem:
— Nie becz! Idziemy po zwycięstwo!...
— Mój drogi, jedyny bracie!
— Moja złota... Raz kozie śmierć! A dalibóg lepsza od niewoli...
— Niech Bóg ma cię w opiece!
— I was, kochani moi... Pamiętaj o Jadwini! Pamiętaj!...
Jeszcze jeden gorący uścisk, jeszcze jedno z serca wyjęte słowo, potem rozłączyli się, bo zagrała trąbka i raźna pobudka poleciała w las, jakby zwiastować mu miała radosną nowinę — zwycięstwo synów tej ziemi.
Ruszyły żwawo drużyny i zaśpiewały z całem przekonaniem i przejęciem:

„Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani,
Że za tobą idą chłopcy malowani...“

Szli za tą niesamowitą a czarującą królową, co wyrwała ich z pieleszy, od żon, matek i dzieci, szli żwawo, jakby nieświadomi grozy, w zawieruchę krwawą a serca ich drżały piosenką męskiego zapału.
Zerwał się z lasu gołąb dziki i, trzepocąc się wesoło, fruwał nad karabinami, leciał za nimi daleko.
Za tym potężnym, rozdrganym wężem z tysiąca powstańców toczyły się furgony i ambulans a niewielki tabor ten poprzedzał żelastwem dzwo-