Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/559

Ta strona została uwierzytelniona.

Porucznik zdziwiony był tem niemało, ale czuł, że nie może odmówić życzeniu człowieka, gotującego się na śmierć.
— A czy pan sądzi, że moja żona rozporządzi jego pieniądzmi w sposób zgodny z jego intencjami?
— Niewątpliwie! Tak jak pan porucznik! — dodał dyplomatycznie Nawoj.
— Nie odda ich komunistom. Być może... każe wznieść grobowiec dla Nawojów.
— Dla ostatniego z Nawojów... — poprawił szeptem komunista i na chwilę zapadł się w siebie.
Ks. kapelan Sójka już podpisał samopiszącem piórem skrypt jego i, gdy por. Cyms złożył na nim swe nazwisko, schował go w portfel, zaczem wziął komunistę na stronę i zagadnął go, czy nie zechciał by się wyspowiadać.
Ale nie było ani chwili czasu. Dwa baony już dawno wyruszyły wzdłuż toru kolejowego na Pogorzelec, pierwszy baon zaś oraz drużyna Kuny miały wprawdzie zwrócić się wprost ku Kędzierzynowi, a więc oszczędzić sobie pewną część drogi, jednakże dowódca naglił do wymarszu, chcąc zaatakować tę twierdzę Niemców o tej samej godzinie, co od wschodu idąca, silna kolumna Fojkisa. Zapędzał powstańców, marudzących tu i ówdzie, w szeregi.
Nawoj, w obłok zadumy spowity, stał przed księdzem jak słup.
— Niechaj mi ksiądz da obrazek Matki Boskiej Piekarskiej!
Kapelan sięgnął w zanadrze, wydobył czarną książeczkę i wydarł z niej niewielki wizerunek patronki Górn. Śląska. Wręczywszy go komuniście, zrobił znak krzyża świętego na jego czole. Nawoj bez słowa podążył za oddalającą się drużyną Kuny, z karabinem przewieszonym przez plecy, ładownicą, mała granatnicą, z olstrem u pasa i przyczepionym do niego węzełkiem. Wyciągnął nogi a nie przeszkodziło mu to dobyć z pod kamizelki pugilaresu.