Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/573

Ta strona została uwierzytelniona.

— O tem niestety śnić nam wręcz nie wolno. Pokój na ziemi istnieje jedynie dla ludzi dobrej woli a dobrej woli nie znajdziemy u Prusaka nigdy. Nie zżyje się ogień z wodą i póki świat światem nie będzie Niemiec Polakowi bratem.
— A może jednak... — westchnęła pacyfistyczna pani Agata i odwróciła się do drzwi, w których pojawił się najmilszy i najmniejszy gość — najmłodszy z Kunów w śniegach poduszki.
Stary pan opromieniał, bo radował się jego istnieniem i rozkoszował buzią wnuka, który wszakże, staroszka i starkę za nic mając, szukał dużemi, niebieskiemi oczyma matki dookoła, widocznie zdumiony, że znalazł się nagle na jakiejś pełnej dziwów planecie. Nie zupełnie podobało mu się na tym padole; skrzywił się i byłby zapłakał rzewnie może nad tem, że wbrew wiedzy i woli jego sprowadzono go na ten świat żądzy i cierpienia. Jednakże pozwolił się oszukać smoczkiem i uśmiechnął słonecznie do matki, która zaniosła go przed okno, by i on ujrzał pierwszego ułana polskiego na tej polskiej ziemi, by trzy pokolenia witały tych gońców, co nieśli największy dar niebios — wolność...
Wszedł do pokoju Wiktor w niebieskawym mundurze, w rogatywce, z szablą u boku, chcąc zawieść ich wkrótce do słupów granicznych, gdzie powiewały setki chorągwi i tysiące ludzi przywędrowało na powitanie zwiastunów nowej ery.
Cała rodzina przy oknie wyzierała hen na rozesłane w słońcu, obielone błonia a wzrok Wiktora i Jadwini leciał po nich aż do stolicy Państwa, która obejmowała ramieniem męczeńską ziemię piastowską, tuliła ją do wezbranego serca i przeżywała z nią wiekopomny akt unji.
— Brak nam siedmiuset tysięcy braci... brak Bytomia, Opola... — westchnęła pani Jadwinia.