Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

niały takie wojownicze zapędy, lecz poskromił je Berlin, wśród panującego tam zamętu i komunistycznych rozruchów nieskłonny i niezdolny do takiego kroku, jak wojna z Polską.
Gdy Wiktor wywiadywał się o siły zbrojne w Opolskiem i w prowincji Śląskiej, urzędnik huty zauważył:
— Lepiej od nas poinformuje pana o tem jego brat we Wrocławiu, który pracuje tam tak gorliwie dla naszej sprawy niemieckiej.
— Istotnie!... — bąknął Wiktor, który już teraz nie mógł wątpić, że brat jego Walter przykładał rękę do steroryzowania polskości na swej ziemi rodzinnej, i dodał dla zamaskowania się: — Pojadę do niego. Zapewne wciągnie on mnie w tę zbożną robotę.
Zastanowił się, czy nie zalecałoby się tak postąpić rzeczywiście i grać komedję szowinisty pruskiego, wszelako obliczywszy się z sobą, czuł, że nie potrafiłby żyć w roli Wallenroda. Zresztą brat musiał dowiedzieć się w najbliższym czasie o jego metamorfozie.
Pożegnawszy ten dom, Wiktor pojechał do Katowic, gdzie miał aż nadto znajomych i kolegów szkolnych. Hulał z nimi do późna po knajpach, a przytem mógł poznać doskonale nastroje niemieckie, przekonać się, jaki wulkan nienawiści i determinacji gorzał w tym żywiole. Przygotowania do akcji plebiscytowej rozpoczynano od tworzenia bojówek, terror uważając za najlepszy środek, wiodący do zwycięstwa.
Niemniej i o żywiole polskim dowiedział się wiele, gdyż o nim głównie mówiono.
Słuchając uwag swych koleżków, Wiktor doznawał najwyższego niesmaku i goryczy, lecz zebrał wiązkę cennych wiadomości i obserwacji. Dowiedział się między innemi, jak tworzono sławetny Freiwiligenverband i jak wyobrażano sobie