niały parawanik, za którym nikt nie byłby przeczuwał wąskiego wejścia do łazienki z wanną marmurową, poznaczoną różowemi smugami — wanną, jaka była kategorycznie potrzebną do bytowania cesarza Wilhelma.
Z okna tego ustronnego pokoju widniał w oddali, poza tarasowem zejściem, owalny staw, na którego krańcu wznosiła się krzewami umajona glorjetka. Zresztą olbrzymi park odznaczał się tylko wielkiemi płaszczyznami murawy, zrzadka drzewami poznaczonej, oraz niewidzialnym z okien prastarym kościółkiem drewnianym.
Przez chwilę, stojąc obok siebie przy oknie, Wiktor i Emma przyglądali się zieleni, już przeczuciem zbliżającej się jesieni zczesłej.
— Czy ojciec twój kupił od p. Zimmermanna jego udział w tartaku? — spytała Emma jakby mimochodem.
— Kupił.
— A zatem winszuję ci! Zostaniesz dyrektorem i z czasem właścicielem tego tartaku. Jeśli ojciec kupi ci lub wybuduje w Mysłowicach willę, nie będzie ci potrzeba niczego więcej prócz... żony.
Wiktor zaniemówił, przyparty do muru przez pannę, nadspodziewanie dobrze poinformowaną o jego sytuacji majątkowej. A ona dodała:
— Twemu bratu Walterowi dał ojciec już więcej, niż wszystko, czego mógł się on spodziewać, a tobie dotąd nic.
— Stracił tak wiele na Kriegsanleihe.
— Mimo to będziesz zamożnym a nawet bogatym po śmierci wuja Gorki, który, po stracie swych dwóch synów na wojnie bezdzietny, z pewnością tobie zapisze swój majątek. Może to jeszcze w dalszem polu, lecz... pamiętaj, że mój ojciec wyposaży mnie daleko hojniej, aniżeli ludzie przypuszczają...
— Ty, ty miałabyś mieszkać w My-sło-wi-cach!? — wybuchł z emfazą Wiktor, patrząc gdzieś w ogród.
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.