Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co on tu robi?
— Nie wiem. Nie widziałam go dotąd w Pszczynie. Ty go znasz?
On zawahał się z odpowiedzią. Młoda, przytulna ta kobieta bliższą była mu teraz i droższą niż kiedykolwiek, była jego narzeczoną, jak mówiło mu serce, więc opisał jej scenę u słupów granicznych, jaką miał z tym zuchwalcem, co poważył się atakować wojsko polskie na polskiej ziemi. Akcenty wściekłości brzmiały w jego głosie.
— Nie wiedziałam, że z ciebie taki zażarty Polak... — wyszeptała panna Emma i przeraziła się. — Musisz stąd uciekać co tchu! Jeśli cię poznał, każe cię aresztować. Siadaj na motocykl i pędź!
Nie zrywał się do ucieczki, aczkolwiek już w pierwszej chwili instynkt mu powiedział, w jakiem niebezpieczeństwie był w Pszczynie.
Stali w nieprzeniknionych ciemnościach, padających od konarów ogromnych drzew.
— Czy on wie, że rodzice twoi mieszkają w Mysłowicach? — pytała nerwowo zalękniona panna.
— Nie!
— Ale dowie się. Kuhnów zna tu wiele osób. A gdyby mnie mieli indagować o ciebie, cóż odpowiem?... Musiałabym wyznać, że pochodzisz z Mysłowic. Więc musisz uciekać wprost za granicę. Niema chwili do stracenia. I ja muszę wracać. Nie mogę zapuszczać się dalej i potem sama wracać szosą. Wstąpię na moment do pani pastorowej. A ty uciekaj!
Wiktor trwał w niemem skupieniu.
[1]skręciłbym kark temu... Jestem mu to winien... — wycedził z cicha przez zęby.

To w pierwszej chwili zaimponowało kobiecie. Przysunęła się do niego w odruchu miłosnym. Lecz trwoga wzięła górę.

  1. Przypis własny Wikiźródeł brak fragmentu tekstu (błąd druku)