go, że był pomocnikiem handlowym i spędził pewien czas w Ameryce. Jedno Lis wiedział o nim z pewnością, a mianowicie, że brał udział w powstaniu i w Paprocanach zdobywał bohatersko armaty pruskie.
Fizjognomja jego zaciekawiła Wiktora niezmiernie; miał on bowiem bardzo regularne rysy twarzy, lica pociągłe, brwi czarne, krzaczaste, pod któremi paliły się inteligentne, kasztanowe oczy. Na ciemnym, rozczochranym [...][1] znaczyłył się srebrne nici. Aczkolwiek odziany porządnie, niezłe robił wrażenie, był to w gruncie rzeczy „chachar“ a na razie pracownik krawiecki w Tychach.
W czasie, gdy wykładał coś policjantowi, Maks Lis wygniatał swe krzesło dębowe przy szynkfasie a Wiktor Kuna z młodym powstańcem, Gniwką, gawędził pocichu w czeluściach szopy.
Ciszę nocną przerwał tętent motocyklu, zmierzającego w wolnem tempie ku Pszczynie. Zatrzymali go na drodze Nawoj i policjant i okazało się, że siedział na nim żandarm z Pszczyny.
On pierwszy powracał z bezowocnego pościgu za oficerem polskim i przed gospodą posłyszał, że przed mniej więcej godziną Nawoj zauważył pędzącego jakby na złamanie karku cyklistę, który nagle zeskoczył na ziemię u póbliskiego zbiegu rozstajnych dróg i po chwili wahania puścił się szybko ścieżyną, biegnącą po przez pogórek nagi do niedalekiego jaru, utajonego w lasku liściastym.
Ucieszyło to widocznie żandarma. Postanowił poczekać na powrót dwóch innych w pogoń wysłanych żandarmów, oraz na porucznika Gronosky’ego, aby zaraportować mu, co posłyszał o motocykliście, w którym każdy musiał podejrzewać ściganego oficera polskiego.
Noc chłodna, skąpo w gwiazdy przystrojona leżała dookoła. Gospoda pustoszała, wytoczyło się z niej na chwiejnych nogach dwóch robotników,
- ↑ Błąd w wydruku; nie widać brakującego słowa.