— Można mu dać piwa.
Jak zwykle powolny Lis długo bawił się za szynkfasem nalewaniem piwa. A Gronosky zbierał skłębione, zwichrzone myśli w płonącej, mętnej głowie. Musnął dłonią czoło i znów wrzasnął:
— Was haben Sie gesact?! (Co pan takiego powiedział?!) Barbarzyńcy?! Za to, ty polska świnio, należy ci się doraźna zapłata!
Zerwał się, by uderzyć pięścią w twarz skrępowanego jeńca. A Wiktor odskoczył od stołu, cofnął się w tył, w stronę okna, by bronić się nogami. Gronosky z gotowemi kułakami sadził za nim.
Atoli, minąwszy skokiem stół, uderzył niespodzianie o granitowe ramię i ciało oberżysty, który, zmierzając z kuflem piwa ku drzwiom, zaparł mu drogę do jeńca, jakby wypadkowo.
Szklanica padła na podłogę, rozlało się piwo, a Gronosky zatoczył się na miejscu. Drobny ten incydent był sygnałem wybuchu niesamowitych mocy. Raptem wtargnął do izby huraganowy zamęt, zapanował szał i straszne poczęły się dziać rzeczy.
W mgnieniu oka, piorunem rzucił się Lis na najbliższego sołdata i pięścią huknął go między oczy granitowym kułakiem tak, iż chłop, jakby bardyszkiem cięty, grzmotnął się na podłogę ze zmiażdżonem czołem, złamanym nosem, z rozkrwawioną ohydnie maską.
Jeszcze nie legł on przed nim, gdy oszalały siłacz niby zraniony niedźwiedź czy byk rozjuszony, załatwił się z drugim żołnierzem. Pochwycił z błyskawiczną szybkością jego karabin a kantem drugiej ręki, jakby mieczem, śmignął go pod brodę na odlew z taką nadzwyczajną siłą, że złamał mu kręgi, skręcił mu kark i drugi trup z łoskotem rozpostarł się przed drzwiami.
Przed oczyma Samsona nie było już nikogo, którego mógłby skosić. Długo karbach trzymany wulkan jego sił tytanicznych, raz wytrys-
Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.