Ta strona została uwierzytelniona.
Przez kilka sekund tkwiło mętne oko w małym otworze w drzwiach, potem zwolna podniosło się w górę; za drzwiami, rozległy się miękkie ciche kroki — oddalały się — ucichły. Z celi sąsiedniej, gdzie siedzili skazani na katorgę, dochodził głuchy, jednostajny odgłos. Pewnie ktoś się modlił, albo opowiadał bajkę. Misza podszedł do okna, wylazł na deskę i z czołem opartem o zimne żelazo kraty zapatrzył się w czarną ciemń nocy jesiennej... Ale tak była głęboka i nieprzenikniona, iż wydało się, że ręka wyciągnięta za okno pokryje się wilgotną, czarną jak sadza warstwą... Gdzieś, w dali odważnie łyskał mały wesoły ognik, a w tej wielkiej, ciemnością zalanej przestrzeni ciasno było i samotnie jak w więzieniu.