Było mu miło, iż nie odczuwa przygnębienia, że więzienie nań nie oddziaływa deprymująco, że serce jego tętni równo i spokojnie...
Gdyby wszyscy ludzie — myślał — razem, jak ja odważnie — rzucili się na to co im tamuje drogę, co im zacieśnia życie... i wydało mu się, że po jednym takim ataku, po jednym czynie, życie stałoby się zaraz miłe, pogodne, spokojne...
Przyszła mu na myśl jego gospodyni, od której odnajmywał stancyę. Lubiła go ona za pogodne, zawsze jednakie usposobienie i traktowała jak syna. Pewnie się bardzo zmartwi, gdy ją wieść dojdzie o aresztowaniu... ale niezawodnie nie omieszka przysłać mu pościel, bieliznę i obiad... zapłacił przecież za miesiąc z góry. — Przerazi się też i siostra. Ale mąż jej potrze sobie, jak zawsze, łysinę i powie z westchnieniem:
— Ha, trudno, niema rady! Tego można się było spodziewać...
Szkaradny człowiek ten szwagier... — ale co prawda dobrali się w korcu maku... mieszkają w tej zakazanej Kałudze, dostają 1000 rubli rocznej pensyi i nie pragną niczego więcej...
Czarne, rozwichrzone chmury przelatywały szybko. Kryły się za nie gwiazdy, i wybłyskiwały znowu po chwili na ciemno szafirowym skrawku nieba... Misza bez zmrużenia powiek wpatrywał się w nie, a myśli jego wirowały powoli, ciągle zmieniając się, ciągle wypierając wzajemnie.
Strona:Maksym Gorki - W więzieniu.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.