Strona:Maksym Gorki - W więzieniu.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli ten człowiek ma duszę, to musi ona być równie czarna, zwiędła i sucha, jak jego twarz...
Stary wrócił za małą chwilę, postawił kszesło bez szelestu pod drzwiami. Znowu oko jego błysło w otworze.
— Tak, ...tak dużo wygodniej! — ...począł. — Spać nie mogę, ...wszystkie kości mnie bolą — pan także nie śpi... no to pogwarzymy... W nocy wolno... w dzień zakazane, ale w nocy... ktoby się tam zresztą dowiedział? W dzień udaje srogość wobec pana... być inaczej nie może... — rozumie się, władza każe! Ale w nocy mogę sobie pofolgować z panem. A zresztą cóżeś to pan za zbrodzień? Głupstwo! Nie zabiłeś pan nikogo, nie okradłeś... he, he, he, rumiane policzki... młody... żal mi pana doprawdy... Śmieje się, to... cieszy, jakby dostał awans!... he, he, he! Ot młodość!...ściśle biorąc głupstwoś pan zrobił, trzeba było usłuchać władzy i koniec na tem!...
Miszy nieprzyjemnie było tego słuchać. Wychylił nerwowym ruchem głowę za drzwi i spytał:
— A czem się zajmował wasz siostrzeniec?
Bezbarwny, suchy głos starca wyszeptał odpowiedź:
— Był ślusarzem... zastrzelił inżyniera... pisało o tem nawet w dziennikach... doprawdy! Sam mi czytał. Przyszedłem tu przypadkiem... i ot stał przedemną... jakby tam... czytał a śmiał się — zupełnie jak pan... O, ostry to był chłop... a matka jego... niby siostra moja... wyła! Niech ręka boska broni, jak wyła! Ale łzami nie zmyjesz krwi! Czasem mówię do niego... no Fiedor... jakże ci się podoba w więzieniu? Ale on się śmiał