spojrzał raz na stojącego, nieporuszenie opartego o mur robotnika, spojrzał drugi raz... potem niedbale rozmiatając liście po ścieżce, począł zbliżać się doń zwolna, i... nagle zaśpiewał, cicho, pięknie, marząco melodyjnym głosem:
Tam gdzie kurhan stary i dal stepu w okół,
Rwie się na łańcuchu dumny, dziki sokół...
Robotnik zwrócił powoli głowę w stronę śpiewającego i słuchał. Usta mu się na pół rozwarły, jakby w upalny dzień dojrzał zimną, krystaliczną wodę zdroju i łaknął ochłody. Jednooki nie patrząc nań zbliżał się zwolna. Gdy był już blisko zanucił:
Ale niemasz, niemasz dla ciebie swobody!...
Wargi robotnika drgały... szeptały coś cicho.
...Jednooki spojrzał nań i uśmiechnął się w milczeniu.
Misza uczuł nagle, że go coś dławi, zeskoczył z deski i podrażniony, począł biegać po kaźni. A przez uchyloną kwaterę okna płynęła pieśń:
Chmury się po niebie bezmiarami wleką
Stepie, wolny stepie, jakżeś ty daleko!
Często aresztowani poczynali śpiewać po jedzeniu w sali jadalnej, położonej pod kaźnią Miszy. Huczało wtedy przez podłogę i tętniło donośnie, ale Misza nie mógł wyłowić