Mówili o nim ... iż władzę bezcześcił...
I chociaż w sercu miał na przemoc lek,
Nigdzie się między ludźmi nie pomieścił
Wygnańcem błądził biedny, smutny człek
Przez obojętny, ludzki step, jałowy
I nie miał kędy ledz, ni skłonić głowy.
W katordze zmarł już dawno, a za ciałem
Poszli żołdacy poświadczyć, że trup.
Nikt się nad sercem nie chylił zmartwiałem,
Gdy je przytulał zimny, cichy grób...
Kędyś go w świata rozłogach spotkałem,
Gdy składał bólem wielkiej prawdzie ślub,
Lecz póki w duszach upiory łopocą
Nie powiem kędy jego grób... ach poco?...
W otworze starych, ciężko żelazem okutych drzwi poruszało się coś ciemnego, miękkiego, żywego, od czego wiały cicho smutne słowa.
Misza stał z oczyma szeroko otwartymi, z głową ku mówiącemu przechyloną. Słuchał i zdawało mu się, że samo ich drzewo przesiąkłe jest ciężkiemi westchnieniami ludzkiemi, że nabrało w siebie mnóstwo bólu i myśli z nocy bezsennych urodzonych i z cierpień tych urosła legenda, a teraz oto z nich płynie pieśnią bez końca, pieśnią łez ledwie dosłyszalną.