Wydało mu się, że właśnie z tego miejsca dochodzi pukanie, Klęknął ściągnął brwi wzniósł rękę w górę... ale opuścił zaraz... podniósł znów i począł samymi jeno paznogciami bezmyślnie bębnić po murze... Nadstawił ucha... cisza była głęboka.
Zerwał się na równe nogi, poskoczył do drzwi, przycisnął wargi do okienka i szepnął prosząco, gwałtownie, chociaż cicho:
— Oficerow! Dozorca!
A gdy Oficerow się ukazał, spytał go Misza szybko i nerwowo:
— Mój drogi... powiedz... wiesz co... on puka!
— Wasyl Nikitycz?
— Tak... to on? Nie wiedziałem!
— Ale on...
Powiedz pan — błagał Misza —...bo ja go nie rozumiem.
— Boję się!
— Nie szkodzi nic... będziemy bardzo ostrożni!
— Ale gdy się kto dowie... to wtedy mnie...
— Ale nie... skądżeby, proszę tylko, powiedzieć mu, żeby alfabet... nie znam go!
Oficerow odskoczył odedrzwi... z kurytarza dobiegło po chwili wyszeptane pokornie, z poddaniem się:
— Dobrze, powiem mu.
I poszedł, ale zjawił się znowu. Smutne jego oczy ożywiły się, gdy szepnął:
Strona:Maksym Gorki - W więzieniu.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.