Strona:Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1867).djvu/5

Ta strona została przepisana.
[183]

To płonienie czyli zażgnienie gór[1], uważane najwięcéj przed i po św. Michale, rzadziéj w innéj porze, zawsze zaś, gdy słońce przed samym zachodem obniży się za smugę obłoku czyli pomłokę według wyrażenia się Zakopian, a promienie słoneczne zpopod niéj odbijają się o zaczerwienione chmury wysoko ponad Tatrami zawieszone, jest dla Zakopian oznaką niezawodnéj, najdaléj w trzech dniach następującéj odmiany, deszczu, śniegu lub wichrów, i wtedy krzątają (uwyrtają) się z półkopkami, z sianem lub owsem.

Wszakże nietylko ten raz spadłe śniegi popsuły mi szyki. Nocując przy Morskiém Oku[2], inny raz przy stawach Gąsienicowych, marzyłem o ciekawych odkryciach, gdy tymczasem nazajutrz ujrzałem się śniegiem prawie zasypany; w hale nie było po co iść i wracając mogłem tylko w reglach lub nieco wyżéj ich górnéj granicy zbierać. Idąc od stawów Gąsienicowych do domu, brnąłem na szczycie Magury i Kopy Królowéj, zkąd zajmujący miałem widok na okoliczne wierchy i doliny, po kolana w śniegu, a przecież zszedłszy niżéj w zacisza kosodrzewiny, gdzie śnieg już stajał, odkryłem liczne ciekawe zwierzątka niższe, np. nowe motylki Kessleria Zimmermannii, Gelechia Dzieduszyckii, Glyphipteryx Pietruskii, co pobudzało do wycieczek nawet w porę niepogodną, tém bardziéj, że ruch w świecie zwierzęcym był wielki, gdy po słocie zabłysło słońce i ociepliło się powietrze. Dnia 5 września byłem na Krywaniu z przewodnikami Walą i Sieczką[3], głównie dla przypatrzenia się kozicy, téj zdobnéj mieszkance turni tatrzańskich, któréj nierozsądne prześladowanie zagrażało zupełném wytępieniem w najbliższéj przyszłości, podobnie jak świstakowi, którego ilość w r. 1864 tak już była szczupłą, iż nie mogłem go nigdzie uwidzieć, ani nawet usłyszeć gwiżdżącego. Podkradłem się ku kierdelkowi pięciu kozic prawie na sto kroków i przypatrywałem się im, jak się pasą, jak leżą, igrają, kozicy na straży, i jak uciekają, aż z południa zmusiła mnie ulewa do odwrotu do sałasza w Ciemnych Smreczynach, a ztąd nazajutrz do Zakopanego przez Wiercichę, gdzie widać w reglu zniszczenie dawniéj przez śnieżnicę zrządzone, przez Goryczkową i Kalatówki, którędy także szedłem poprzednio na Krywań. Napotkane na szczycie Goryczkowéj Erebia Pyrrha i Botys alpinalis przypomniały mi żywo Czarnohorę na drugim końcu kraju, gdzie te motyle uważałem po zarostach krzewku Rhododendron ferrugineum przy równéj niepogodzie d. 8 sierpnia 1860 r. Jednak pomimo tylokrotnego zbiedzenia się na wycieczkach w r. 1864 i w na-

  1. Tak zwane zażgnienie Alp, o którém pisze H. A. Berlepsch (Die Alpen in Natur- und Lebensbildern. Leipzig, 1861. 239—236), zdaje się wcale inném być zjawiskiem.
  2. Staw ten, zwany także Rybim od pstrągów w nim żyjących, jest zwykłym celem wycieczek największéj części gości i dlatego życzyćby wypadało, aby wystawiono przy nim dom ku wygodzie przybywających, a nie można wątpić, aby koszt łożony na jego wystawienie i utrzymanie, tudzież na podejmowanie gości nie miał się wrócić z korzyścią przedsiębiorcy.
  3. Por. Dra Janoty Przewodnicy Zakopiańscy w num. 74 i 75 Kłosów z r. 1866.