Strona:Maksymilian Nowicki - Zapiski z fauny tatrzańskiéj (1867).djvu/7

Ta strona została przepisana.
[185]

W r. 1865 wysłał Włodź. hr. Dzieduszycki p. Łomnickiego w Tatry, który gorliwie, i z wielkim skutkiem zajmuje się koleopterologią krajową. Gdym pomienionego roku w końcu lipca wyjeżdżał z Krakowa do Szmeksu, gdzie bawił lekarz sztabowy i lepidopterolog Dr. Zimmermann z Pesztu, mój przyjaciel i niegdyś nieodłączny towarzysz na wycieczkach około Lwowa, zaprosiłem p. Łomnickiego, aby przybył z Walą z Zakopanego do Szmeksu i poszedł ze mną na owę głośną Łomnicę, na któréj i ja być pragnąłem. Z podróży téj pamiętną zostanie mi chwila, kiedym przybył pod Czorsztynem do mostu na Dunajcu, przez który miałem się dostać do Węgier. Stał on właśnie cały w płomieniach, walił się częściami i wnet sterczały z niego tylko nagie filary kamienne. Zapowiedziawszy się w Szmeksie na dzień pewny, nie było w tym razie innéj rady, jak przeprawić się przez szumiący wezbrany Dunajec. Ponieważ brodu nie było w tém miejscu, chciałem dla bezpieczeństwa nająć przechodzących gościńcem ludzi, aby przytrzymywali lekką góralską jednokonkę; lecz każdy odmówił téj usługi. Wtedy woźnica mój z Zakopanego wyciął tykę, wskoczył na koń i wjechał przeżegnawszy się w wodę. Nucąc jakąś piosnkę wojacką, gruntował on co krok tyką wodę poprzed koniem, bo dna nie było widać, i tak jechaliśmy z ukosa przeciw wodzie. Koń lubo rosły i silny zachwiał się kika razy na środku rzeki, a pędzące bałwany miotały wózkiem jakby drzazgą. Były to chwile przykre i niebezpieczne, bo rwący Dunajec nie zna żartu, a do przeciwległego węgierskiego brzegu, skąd mnóstwo ludzi przypatrywało się spalonemu mostowi, było jeszcze daleko. Bez przypadku jednak przeprawiliśmy się na drugą stronę, a nazajutrz przed południem przybyłem do Szmeksu. Zastałem Zimmermanna i Łomnickiego i niebawem entomologizowaliśmy pomiędzy kwiecistemi kląbami. W towarzystwie ich i Wali, którego p. Łomnicki przerobił był na pilnego zbieracza chrząszczów, mogłem na następnych wycieczkach w regle około Szmeksu, do doliny Zimnéj Wody[1], do Pięciu Stawów i na Łomnicę zwracać uwagę moję wyłącznie na działy owadów bliżéj mnie obchodzące, i zebrało się wtedy niejedno ciekawe i nowe. Pożegnawszy się w przededniu wycieczki na Łomnicę z Zimmermannem, który o świcie dnia następnego odjeżdżał do Pesztu, poszedłem i ja na spoczynek. Nazajutrz (26 lipca), pomimo że miałem Walę przy sobie, który zna Tatry po węgierskiéj stronie, jak swoje rodzinne, wziąłem z sobą jeszcze i węgierskiego przewodnika Janosza, więcéj dla téj osobliwości, że był już 112 razy na szczycie téj góry. Przechodząc raniutko reglami znalazłem kilka pełzących pleniów, które tegoż roku pierwszy raz w życiu widziałem przed jedenastu dniami w Kopalinach koło Bochni. Wyszedłszy na szczyt Łomnicy, krótko tylko entomologizowaliśmy i używaliśmy uroczego ztamtąd na Tatry widoku, mgły bowiem niestety

  1. Zwana pospolicie z niemiecka Kolbach zamiast Kaltbach. Patrz Karola A. Sonklara Reiseskizzen aus den Alpen und Karpathen (Wien, 1857) str. 128.