Nachodziwszy się wzdłuż Wołoszyna, przyczém przedzierając się przez bardzo stromy źleb śniegiem zasłany, omal że nie spadłem w przepaść, zdążyłem dobrze z południa na Kryżne (2160 m. J.), skąd w dzikiéj dolinie Pańszczycy ujrzałem Dra Janotę i Dra Czerkawskiego idących z przewodnikami ku mnie. Zejście się wśród pustyni martwych głazów kilka tysięcy stóp ponad ostatniemi mieszkaniami wzniesionéj wprawia zawsze w radość, tém więcéj zejście się przyjaciół badaniem przyrody zajętych; to téż przywitaliśmy się nawzajem radośnemi okrzykami rozlegajacemi się daleko po turniach. Posiliwszy się wspólnie na Krzyżném, po krótkim wypoczynku przy wesołéj gawędzie każdy z nas zajął się dałéj swojém zadaniem, party gorliwością, która nie dozwala tracić czasu. Ale człowiek myśli, a Bóg kréśli. Otóż ni stąd ni zowąd jakieś licho nadało zwierzątko, które przestraszone głosami ludzi przemkło się z jednéj kupy głazów pod drugą. Łaska! łaska! krzykli naraz przewodnicy i poczęło się gorące polowanie na nię. Przewracaliśmy skwapliwie z wysileniem głaz za głazem, ale łaska zwinniéj przemykała się między nie, wytykając czasem glówkę i znowu znikała, jak gdyby szydziła sobie z nieporadności swych prześladowców i pewną była swego życia. Pot obfity lał się z każdego, a nie było nadziei ułowienia jej, wreszcie zaniechano tego zamiaru, zwłaszcza gdy Dr. Janota, lubownik fauny ojczystéj, zburczał nas gniewnie. Jest więc stwierdzonym faktem, że łaska (Mustela vulgaris) prócz Podhola i regli żyje także w holach aż do znacznéj wysokości 2160 metrów n. p. m. Poluje ona tu zapewne nietylko na myszy i norniki (Hypudaeus), lecz także na jaja ptasie i na ptaszęta holskie, mianowicie na siwarnika (Anthus spinoletta), wróbla skalnego (Accentor alpinus) i gazdę sałasznego czyli kopciuszka (Lusciola Tithys), ożywiających puste i samotne hole i turnie tatrzańskie.
Po wspomnianém intermezzo słońce chyliło się już za wierchy, a przewodnicy naglili nas do dalszego pochodu. Przed opuszczeniem Krzyżnego przypatrywaliśmy się jeszcze trochę kierdelkowi kozic igrających w końcu doliny Pańszczycy, widzianych i podziwianych przez Dra Janotę i Dra Czerkawskiego już po południu spod Koszystéj. Widok ten cieszył nas tém więcéj, ile że do opłacania straży myśliwskiéj w Tatrach najwięcéj dotąd przyczyniałem się ja z Dr. Janotą, a kroki przedsiębrane w obronie kozic i świstaków poczynają odnosić pożądane skutki, polowania bowiem na te zwierzęta zmniejszyły się nieco, i dlatego téż przymnożyło się ich już trochę, mianowicie
żywéj gąsienicy wyjaśnić nie podobna, a przepaściste turnie tatrzańskie nie są bynajmniéj miejscem do podobnych badań. Gąsieniczki pomienione spostrzedz można wolném okiem w cienkiéj powłoce glonowéj, ale do nadstawionéj flaszeczki z spirytusem nie inaczéj je mogłem włożyć, jak tylko przytknąwszy do środka ich ciała koniec szpilki, którym wstrząsłszy, gąsieniczkę lgnącą do turni oderwałem. W czasie spoczynku, ciała ich przylegają do ściany turni i są wyprostowane, gdy się zaś przenoszą z miejsca na miejsce, czynią to za pomocą szybkich ruchów esowatych w sposób podobny, jak się porusza czerwona gąsieniczka do dżdżownicy podobna wszędzie w kałużach licznie znajdująca się i prawdopodobnie do jakiegoś gatunku z rodziny Chironomidae należąca.