szenia pragnienia położyłem się jak długi na głazie i napiłem się sposobem Dyogenesowym wody stawowéj, a gdym nie zmieniwszy położenia wpatrywał się w wodę wytężonym wzrokiem, czy téż prócz gąsienic wieszczyć nie ma w niéj jakich innych żyjątek, dostrzegłem myryad poruszających się mikroskopijnie małych kropeczek barwy czerwonawéj. Nie mogąc gołém okiem rzeczy dokładnie rozpoznać, wziąłem w pomoc lupę i przekonałem się, że te kropeczki były żyjątka w gęstéj masie bardzo raźnie pływające, i że pijąc wodę, tysiące ich do ust wciągnąłem i połknąłem. A że mi to wcale nie zaszkodziło, więc i przyznanie się moje do tego nie powinno spragnionemu turyście zbrzydzić wody stawów tatrzańskich. Żyjątka pomienione są jednookim skorupiaczkiem Cyclopsina castor m. edw.[1], należącym do rzędu Entomostraca i rodziny Cyclopidae, znajdującym się także w jaziorach Alp i we wodach przekopów i kałuż. Samczyki są zawsze zwykle mniejszemi od samiczek, odznaczając się przytém czerwonawém ubarwieniem. Czy te skorupiaczki są i w innych stawach tatrzańskich, czy pływają po całym stawie lub tylko przy brzegach, kiedy się jawią i nikną, wszystko to musi dopiero być zbadaném.
Z owadów były w téj dolinie rozmaite ale znane gatunki; z chrząszczów np. Coccinella mutabillis, Gastrophysa polygoni; nad stawem sieciówki, z dypterów Dolichopidy i t. d.
Z południa, zebraliśmy się znowu przy Wielkim-Stawie, gdzieśmy zastali liczne towarzystwo gości zdążających ku uroczemu Morskiemu-Oku, głównemu celowi zwyczajnych wycieczek turystowskich. Wnet po ich odejściu ruszyliśmy także ku temu stawowi zwykłą percią przez Opalone. Przy Morskiém-Oku było prócz polskiego także liczne węgierskie towarzystwo, gości więc razem tak wiele, jak rzadko kiedy. Węgrzy rozłożeni na poblizkiéj polanie mieli z soką gulasz, wino zieleniakiem zwane, moździerze. To téż wesoło spędzili noc przy czardaszu. Zapraszali i nas do wzięcia udziału w swéj biesiadzie; lecz nam trzeba było wypoczynku do dalszéj wędrówki, lubo wyznać trzeba, że posilenie się gulaszem byłoby się nam bardzo przydało, gdyż zasoby żywności naszéj, aby nie wiele z sobą dźwigać, już pierwotnie nie obfite, w przeciągu przeszło dwudniowéj wycieczki w siedmiu ludzi bardzo zeszczuplały, a co najgorsza, nie mieliśmy mięsa, gdyż nie można go było dostać przed wyjściem z Zakopanego.
Na nocleg udaliśmy się do koliby sporządzonéj poniżéj Morskiego-Oka w lesie przez Walę i Sieczkę, i używanéj przez nich w tym samym celu podczas ich wycieczek strażniczych. Kolibę tę stanowił dach z kory świerkowéj umieszczony między dwoma ogromnemi świerkami, sparty z tyłu o ich korzenie a z przodu podtrzymywany dwoma palami. Już na odwieczerz niebo zamgliło się, najwyższe szczyty ukryły się w chmurach, w nocy nawet nieco rosiło. Gdy jednak nie zaczął od razu silny dészcz padać, nie traciliśmy nadziei, że jeszcze dni kilka potrwa tak pożądana dla nas pogoda, i pod dachem
- ↑ Diaptomus (Westw.) castor Jurine (coeruleus et rubens Müll.).