— Z pewnością, mamusiu!
Gdzie one miały trafić i po co? Chrząszcz wybałuszył oczy, ja nadstawiłem uszu.
— Panie Chrząszcz!
— Słucham, szanownej pani...
— Widzi pan, że ja i moja córka jesteśmy w grubej żałobie?
Zrobiliśmy obaj jak na komendę maitra od pogrzebu, miny wprost z katafalku; Chrząszcz omal, że się nie rozpłakał.
— Ja ją noszę po mężu, a ta sierota po ojcu. Był to wprawdzie jej ojczym, ale ona go kochała jak ojca, a on ją jak córkę. Czy nie prawda Andziulko?
Cudownej dziewczynie oczy nabiegły łzami i spojrzała w niebo, gdzie zapewnie siedział na obłoku ten umarły ojczym i cieszył się w sercu, że został ktoś na ziemi tak śliczny, co go żałuje. Równocześnie usłyszeliśmy cichą odpowiedź:
— Tak, mamusiu!
Ciotka strusia zrobiła w tem miejscu artystyczną pauzę, jaką czyni aktor na scenie, dowiedziawszy się, że bohaterka sztuki zwarjowała z żalu za mężem i że jej już nic nie pomoże, potem uderzywszy kilka razy górną szczęką w dolną, źle do niej dopasowaną, rzekła bardzo smutno:
— Sześć dni tylko chorował biedaczysko i z własnej winy umarł. Zdrów był jak ryba i