wszystkich nas mógł przetrzymać, cóż kiedy był lekkomyślny. Mówiłam mu: nie pij po wieprzowinie zimnego piwa, a on nic, tylko dziewięć szklanek jedna po drugiej. Koń byłby tego nie wytrzymał, cóż dopiero człowiek...
— I z tego umarł? — pytam zdumiony, nie przypuszczając, żeby kto mógł umrzeć od dziewięciu szklanek zimnego piwa. Chrząszcz, stary w tych sprawach praktyk, miał również minę lekko zdumioną.
— Z tego i nie z tego, — odpowiada dama z epoki kamiennej, — ale tak się zaczęło. Wziął na przeczyszczenie i byłoby wszystko dobrze, ale z mężczyzną nie poradzi. W dwa dni potem założył się z przyjacielem, któremu Matka Boska tego nie przebaczy, że duszkiem wypije litr okowity...
— O, o, o! — wykrzyknął Chrząszcz, tak przejęty tym zakładem, jabky go sam miał wygrać.
Stara papuga sądząc, że mój przyjaciel wyraża w ten sposób swoje oburzenie nad bezmyślnością tej pijackiej entrepryzy, spojrzała na niego z wdzięcznością.
— Słyszał pan, litr spirytusu!
— I wypił? — pyta zachłannie Szymon.
— Co nie miał wypić, wypił.