— Eustachy, kochasz mnie?
„Przyjaciel bez najmniejszej wątpliwości“ odpowiedział mu wyraziście zrozumiałem dla nas spojrzeniem, że i do psa się można przywiązać z miłością, cóż dopiero do przyjaciela.
— W takim razie bierz to i namaluj!
To rzekłszy wetknął mu w rękę konterfekt tego wisielca, który wymknął się katowi, wypiwszy duszkiem litr spirytusu.
Szczygieł spojrzał i zdumiał.
— Ha! — rzekł.
— Nie chcesz?
— Chcę! — rzekł Szczygieł.
— Więc czemu jęczysz?
— Znam go!
— To jest znałeś go, bo umarł. To jest pan Kalicki...
— Jak?
— Kalicki... Mąż tej starszej pani... Tem chętniej go pewnie namalujesz, żeś go znał. Miły był jegomość — co?
Szczygieł zrobił trupią fizjognomję, co świadczyło, że się w duszy pokłada ze śmiechu; równocześnie schował szybko fotografję do kieszeni, jakby się bał, że się Chrząszcz rozmyśli. Musiał się jednak weselić nadzwyczajnie, bo takiej smutnej gęby nie miał dotąd nigdy jeszcze i od czasu