Milczy, milczy długą chwilę, potem mówi:
— Mój kochany, śpisz?
— Nie śpię, — odpowiadam dość niechętnie, choć mi go żal — czego chcesz Szymonku?
— Niczego... Chciałem ci tylko powiedzieć, że djabli wiedzą, po co ja dotąd łaziłem po świecie. Czy nie prawda?
— Pewnie prawda...
Znowu cicho, tak, że słychać, jak mróz treszczy za oknami. A on znowu swoje:
— Śpisz?
— Nie śpię. Chcesz mi co powiedzieć?
— Tak sobie... Ja uważam, że człowiek jest samotny, jak pies i dlatego tak w duszy parszywieje. A przecież człowiekowi coś się od życia należy?...
— Należy...
— Talent mam i co mi z tego?... Kobieta to jest dziwny twór boski...
— Bardzo dziwny! — odpowiadam, choć nie mogę pojąć, skąd to Szymon nagle wykoncypował.
Po chwili zacny Chrząszcz już nie zapytuje nawet, czy śpię, czy czuwam i gada, choćby wiedział, że go słucha tylko para butów przy jego łóżku.
— Czemu ja się właściwie tak nieszczęśliwie