świata poszczycić nie mogło: to nie był człowiek, to była sama zbrodnia; zdawało się, że człowiek ten na portrecie, nie mogąc w żaden inny sposób ulżyć swojej naturze, ukradnie jednego dnia własne ramy, gdyby zaś ten portret wystawić na widok publiczny, zbiegłyby się do niego wszystkie psy policyjne z całego kraju.
Trochę mi się zrobiło strasznie, kiedy pomyślałem, że mój przyjaciel może mieć za zrządzeniem boskiem takiego teścia. Powiadam do Szczygła:
— Powiedz prawdę, czy go naprawdę znasz? Kto to jest?
— Łajdak! — odrzekł Szczygieł.
— To widać z gęby, ale kto on taki z profesji?
— Handlarz...
— E! A czemżeż ten rzezimieszek handlował?
— Żywy towar... — odrzekł Szczygieł, ale Bóg go raczy wiedzieć, żartował, czy mówił prawdę. Powiadam mu jednak:
— Słuchaj, Eustaszku, nie żartuj przypadkiem w ten sposób przy Chrząszczu, bo cię zabije...
— Czemu?
— Bo zabije. Chce się żenić z panną Andzią.
Powiedziałem to tak sobie, na własną odpo-