gada, ten może jest przebranym perskim ministrem. Poprosił więc tylko skromnie:
— Niech pan przynajmniej wytrze nogi!
— Nie mam zwyczaju! — rzekł spokojnie Szczygieł.
Ekscelencja przyjął go z wielką rewerencją i powiada:
— Pański talent jest wybitny, panie Szczygieł, talent ten musiał zyskać uznanie. Obraz pański jest cudowny.
— Ramy ładne — mówi ten bałwan.
— Obraz jest piękny, nie o ramach mówię — rzecze dygnitarz, patrząc na niego podejrzliwie — i za obraz dostał pan złoty medal. Zadowolony pan?
— Podobno... — rzekł Szczygieł.
— Jak to podobno? Pan ma dziwny sposób wyrażania się. Pan się powinien cieszyć, to nie jest przecie mała rzecz takie uznanie.
— Będą pyskować!... — powiada ten niepoprawny buszman.
Ekscelencja zbaraniał.
— Pan — powiada — używa zbyt popularnych zwrotów. Zresztą mniejsza o to. Cóż pan teraz maluje?
— Coś gołego — powiada Szczygieł.
— Aa! to pewnie bardzo zajmujące!...
— Wcale nie!