— Czemuż to?
— Zbyt włochaty akt...
Dygnitarz zawahał się przez chwilę, co ma z tem uczynić, ale się uśmiechnął, potem zawrócił z tej niebezpiecznej drogi i rzecze:
— Pan przyszedł podziękować za odznaczenie?
— Wcale nie.
— Jakże to? więc z czem pan właściwie przyszedł?
— Nie wiem.
Dygnitarz zaczął podejrzewać siebie samego, że zwarjował.
— To dziwne! — powiada — nie wie pan po co przyszedł, ale przyszedł...
— Mówili, że trzeba.
— No to już, dobrze, dobrze. Pan bardzo jest zajmujący człowiek i słowo daję, że ciekawy. Będę o panu pamiętał. Żegnam pana.
W tem miejscu podał Szczygłowi dwa palce, których malarz z wielkim dotknął szacunkiem, ale się nie ruszył z miejsca. Dygnitarz powiada:
— Na co pan jeszcze czeka?
— Jeszcze na trzy palce — mówi Szczygieł ze śmiertelną powagą.
Opowiadali, że ten szanowny dygnitarz najpierw poczerwieniał, potem wielkim dla Szczygła