trudem, ale mocno. Wreszcie powiedział jedno jedyne słowo:
— Ciotka!...
Ciotka to jest bardzo wzniosłe słowo i może wiele znaczyć; wiedziałem o tem, że mój przyjaciel miał bardzo bogatego wuja, który wszystko zapisał na kościół, co mu jednak mało pomogło, bo to kanalja była pierwszej klasy, ale o ciotce nic dotąd nie słyszałem.
Pytam tedy z daleka:
— Pani Chrząszcz?
— Byle pudło nie nosi szlachetnego nazwiska. Zowie się Domicela Kopytko i mieszka za Wisłą.
— Hrabina?
— Nie, dość porządna kobieta, tylko szakal. Pieniądze dusi...
— A ma?
— Jakby nie miała, kiedy jest ciotka?
— Może i tak być. Co z nią zrobimy?
— Ja nic, ale ty...
— Ha! — ryknąłem uradowany, — zadusić?
— Potem można, ale przedtem niech coś da. Ja do niej nie pójdę, ale tobie może się tam co uda. Powiedz, żem ręce i nogi połamał, albo coś takiego, — ona mnie tak bardzo kocha, że chętnie uwierzy.
— Jak się do niej gada?
— Gada się „panno Domicelo“, bo chociaż