wtedy, dam nawet za życia, jeśli się ożeni i syna będzie miał. Tylko wtedy!...
O, dobry Boże! Kiedy w noc ciemną grom nagle drogę rozwidni, zajdzie wtedy pod strzechę biedny wędrowiec. Tysiąc świeczek mignęło mi w oczach i cała radość życia. Taki śmieszny warunek, jak żona i syn! O, panno Domicelo!
Przytomność umysłu wyratowała już wielu ludzi z biedy, tedy nagle, bez przygotowań, jak znakomity aktor, co bez czytania roli wychodzi na scenę, zerwałem się z krzesła i taką miałem radość w oczach, że ciocia zaniemówiła. Zdobyła się tylko na pytanie zasadnicze:
— Czy pan kołowacizny dostał?
— Panno Domicelo, — krzyknąłem, — jakto? To pani o niczem nie wie?
— Czego pan tak krzyczy? O czem mam wiedzieć?
— Że Chrząszcz już jest dawno żonaty?
Ciocia wydęła ze zdumienia coś takiego, co kiedyś, w epoce kamiennej mogło być piersią i otworzyła usta.
— Chrząszcz?? — I że ma syna??
— Syna?!
— To ten złodziej nawet o błogosławieństwo pani nie prosił? Przecież on kilka lat temu się ożenił, syna ma, jak aniołek i żonę taką, jakiej