Strona:Mali mężczyźni.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

utworzyło komiczną piramidę. Tymczasem uradowana Czerwonka, jednym susem przeskoczyła płot i hyżo biegnąc, znikła na gościńcu.
„Złapać ją, zatrzymać, zaskoczyć jéj drogę! Daléjże, chłopcy, daléj!“ wołał Dan, dążąc za nią, ile mu tylko siły starczyło; była to bowiem ulubienica pana Bhaer, i gdyby jéj się co stało, Dan przypłaciłby to może wydaleniem. Co się téż nabiegali, nakrzyczeli, zanim się ją udało schwytać! Tyki zostały porzucone w drodze, osiołek o mało nóg nie stracił w téj gonitwie, a chłopcy byli czerwieni, zdyszani i zalękli. Nareszcie znaleźli nieszczęsną krówkę w kwiatowym ogrodzie, gdzie się schroniła, żeby wypocząć.
Pożyczywszy postronka, Dan prowadził ją do domu, a za nim szła gromadka bardzo zasępionych młodzieńców, bo krowa znajdowała się w smutnym stanie: skutkiem wielkiego natężenia nóg, okulawiała — oczy jéj patrzyły dziko, a błyszcząca zwykle skóra, była mokra i zabłocona.
„Dostaniesz ty, Danie!“ rzekł Tomek, prowadząc zdyszanego osła, obok znękanéj krowy.
„I ty także, boś dopomagał.“
„Wszyscyśmy zawinili, prócz Adasia,“ dodał Jakubek.
„On nam podał tę myśl,“ odezwał się Antoś.
„Mówiłem, żebyście tego nie robili!“ zawołał Adaś, którego bardzo zgnębił smutny stan Czerwonki.
„Niezawodnie wypędzi mię stary Bhaer, ale mniejsza o to,“ mruknął Dan, który mimo tych słów, niewesołą miał jednak minę.
„Wszyscy wstawimy się za tobą,“ rzekł Adaś, a inni mu wtórowali. Jeden Nadziany tylko milczał, pragnąc, by cała kara spadła na głównego winowajcę.
Dan odrzekł krótko: