Dan wyśmiał kolegów i klął daléj po swojemu, usiłując ich nauczyć gry.
Ale Tomek był bardzo śpiący, Alfreda głowa rozbolała od piwa i dymu, więc nie byli zbyt pojętni, i karty szły leniwo.
W pokoju było bardzo ciemno, bo się latarnia słabo paliła, nie mogli śmiać się głośno, ani się bardzo ruszać, gdyż Silas spał obok w szopie, było im więc nudno. Rozdając karty, Dan wstrzymał się nagle, zawołał z przerażeniem: „kto tam?“ i zgasił światło w téjże chwili. Wśród ciemności, drżący głos rzekł: „Nie mogę znaleść Tomka,“ a potém usłyszeli szybkie stąpanie bosych nóg, w kierunku dolnych drzwi, prowadzących ze skrzydła, do głównego budynku.
„To Adaś! Poszedł kogo zawołać, więc pakuj się do łóżka, Tomku, i nic nie mów!“ zawołał Dan, usuwając wszelkie ślady swéj psoty, i wraz z Alfredem zaczęli zrzucać z siebie ubranie.
Tomek pobiegł do swego pokoiku i wskoczył do łóżka, dusząc się ze śmiechu; lecz nagle uczuł, że go coś parzy w rękę. Byłto koniuszczek cygara, które zapomniał rzucić. Już było prawie dopalone, więc chciał je dobrze przygasić, kiedy się dał słyszéć głos dozorczyni: bojąc się zatém, żeby go cygaro nie zdradziło, rzucił je pod łóżko, ale wpierwéj pociągnął raz jeszcze i do reszty wypalił — tak mu się przynajmniéj zdawało.
Dozorczyni weszła z Adasiem, który zdumiał, ujrzawszy na poduszce rozczerwienioną twarz Tomka.
„Przed chwilą nie było go, bo jakem się obudził, tom go tu nigdzie nie mógł znaleść,“ rzekł, biegnąc ku niemu.
„Coś ty znów zbroił, niegodziwy chłopcze?“ spytała dozorczyni żartobliwie, potrząsając Tomkiem.
Strona:Mali mężczyźni.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.