„Pani Smith prosi na bal, w dniu dzisiejszym, o godzinie trzeciéj, panów: Adama, Tomasza i Alfreda.
P. S. Pan Alfred niechaj przyniesie skrzypce, żebyśmy tańczyć mogli; i niech wszyscy chłopcy sprawują się grzecznie, bo inaczéj nie dostaną przysmaków, przez nas przygotowanych.“
Kto wié, czyby to uroczyste zaproszenie odrzuconém nie zostało, gdyby nie ostatnie słowa przypisku?
„Idźmy, bo mię naprawdę zalatywała woń różnych dobrych rzeczy,“ odezwał się Tomek.
„Nie potrzebujemy tam siedziéć po traktamencie, to się samo przez się rozumié,“ odezwał się Adaś.
„Powiedzcie mi, co będziemy tam robić, — bo jak żyję, nie byłem na balu,“ rzekł Alfred.
„Będziemy udawać dorosłych, siedząc sztywno i w milczeniu, jak prawdziwi kawalerowie. Wypadnie téż trochę potańczyć, dla sprawienia przyjemności panienkom; następnie, uraczywszy się łakociami, wymkniemy się coprędzéj.“
„Jeżeli tylko o to chodzi, to pójdę,“ powiedział Alfred po chwilce namysłu.
„Trzeba odpisać, że się stawimy,“ rzekł Adaś i wyprawił następującą karteczkę:
„Wszyscy przyjdziemy: proszę przygotować dużo jedzenia. A. B. Eskir.“
Damy wielce były przejęte tym balem, gdyż w razie, gdyby się powiódł, zamierzały wydać obiad, dla małéj garstki wybranych.
Strona:Mali mężczyźni.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział dziewiąty.
Bal u Stokrotki.