Strona:Mali mężczyźni.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

częła się chłodzić wachlarzem; mama zaś sztywno siedziała na sofie, strojąc minkę spokojną i „przyzwoitą“. Mała Becia, będąca tam w odwiedzinach, odgrywała rolę pokojówki, — otworzywszy zatém drzwi, rzekła z uśmiéchem:
„Wejdźcie, panowie, już wszystko gotowe!“
Dla uczczenia téj uroczystości, chłopcy się ubrali w stojące papiérowe kołnierzyki, w wysokie czarne kapelusze i rękawiczki różnych barw i z różnych materyałów.
„Dzień dobry paniom,“ odezwał się Adaś, tak zgrubiając głos, że się przez to musiał ograniczyć na tém krótkiém powitaniu.
Wszyscy uścisnęli się z sobą za ręce i zasiedli, strojąc tak zabawne miny, że kawalerowie zapomniawszy o przyzwoitości, zaczęli się pokładać ze śmiéchu.
„O bardzo proszę!“ odezwała się z urazą pani Smith.
„Już tu nigdy żaden z was nie przyjdzie, jeżeli się macie tak zachowywać,“ dodała panna Smith, rzucając flaszeczką w pana Tomasza, który śmiał się najgłośniéj.
„Trudno się wstrzymać, bo wyglądacie, jak czarownice,“ odparł Tomek z niegrzeczną otwartością.
„I ty także, alem ci tego nie powiedziała, bo nie jestem grubijanką. — Nie zaprosimy go na obiad, prawda, Stokrotko?“ zawołała Andzia z oburzeniem.
„Zdaje mi się, że należałoby teraz potańczyć. Czyś pan przyniósł skrzypce?“ zapytała pani Smith, usiłując być ciągle spokojną i „przyzwoitą“.
„Są za drzwiami,“ odrzekł Alfred i poszedł po nie.
„Wypijmy lepiéj herbatę,“ odezwał się zuchwały Tomek, mrugając na Adasia, żeby mu przypomniéć,