Strona:Mali mężczyźni.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

że im prędzéj podadzą przekąski, tém wcześniéj oni umkną.
„Bal nigdy się nie zaczyna od wieczerzy, i jeżeli nie będziesz ładnie tańczył, to nie dostaniesz ani kawałka!“ odezwała się pani Smith tak surowo, że ci niecywilizowani goście miarkując, iż niéma żartów, natychmiast zaczęli być uniżenie grzeczni.
„Ja nauczę pana Tomasza polki, bo ją nieznośnie tańczy,“ dodała gospodyni ze spojrzeniem pełném wyrzutu, — skutkiem czego Tomek nastroił się na powagę.
Alfred pociągnął smyczkiem i zaczął się bal we dwie pary; wprawdzie obie wykonywały pas sumiennie, ale trzeba przyznać, że się w wyborze tańca różniły. Damy wywiązywały się z tego zadania dla przyjemności, lecz panowie mieli samolubniejsze przyczyny, wiedzieli bowiem, że muszą zapracować na wieczerzę.
Gdy się już wszyscy zmęczyli, nastąpił wypoczynek; pani Smith potrzebowała go najwięcéj, potykając się ciągle w tańcu przez swę długą suknię. Mała pokojówka obnosiła potém wodę z melasem, w tak maleńkich filiżaneczkach, że jeden z gości wypił ich dziewięć, a nawet ostatnią włożył w usta wraz z napojem i zakrztusił się w obec całego towarzystwa.
„Poproś teraz Andzię, żeby grała i śpiewała,“ rzekła Stokrotka do brata, który siedząc osowiały, z szyją uwięzioną w zbyt wysokim kołnierzyku, przyglądał się téj zabawnéj scenie.
„Prosimy panią o jaką pieśń,“ odezwał się gość, zaciekawiony, gdzie téż jest fortepian.
Panna Smith przystąpiła poważnie do sekretarzyka, i wtórowała sobie z taką siłą, że stary gruchot trząsł się cały, gdy śpiewała tę nową i miłą piosenkę, zaczynającą się od słów: