Strona:Mali mężczyźni.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

„Podobno już czas ztąd odejść,“ odezwał się nagle Adaś, usłyszawszy na wschodach głos cioci Ludki.
„I ja tak sądzę,“ odrzekł Alfred, spiesznie połykając porwane ciastko.
Lecz zanim zdołali uskutecznić odwrót, już pani Ludwika znajdowała się pośród nich, i panienki zwierzały jéj swe żale.
„Nie zapraszajcie już tych szkaradnych chłopców, póki wam tego nie wynagrodzą jaką grzecznością,“ rzekła, kręcąc głową na trzech winowajców.
„Myśmy tylko żartowali,“ odezwał się Adaś.
„Nie lubię żartów, które kogoś zasmucają.“
„Zawiodłeś mię, Adasiu, bom się spodziéwała, że nigdy nie będziesz dokuczał Stokrotce, która jest dla ciebie tak dobrą siostrzyczką.“
„Tomek powiada, że chłopcy zawsze dokuczają swym siostrom,“ mruknął Adaś.
Moim chłopcom niewolno dopuszczać się tego, i jeżeli nie będziecie bawić się grzecznie, to odeszlę Stokrotkę do domu,“ rzekła pani Bhaer surowo.
Usłyszawszy tę straszną groźbę, Adaś przysunął się żywo do siostryczki; ona zaś, coprędzéj osuszyła łzy, bo nie mogło być nic okropniejszego dla tych bliźniąt, jak żyć w rozłączeniu.
„Alfred był także niedobry, a Tomek najgorszy ze wszystkich,“ odezwała się Andzia, z obawy, żeby ci dwaj grzesznicy nie uniknęli zasłużonéj kary.
„Żałuję tego,“ powiedział Alfred, bardzo zawstydzony.
„A ja — nie!“ krzyknął Tomek przez dziurkę od klucza, gdzie podsłuchiwał.
Panią Ludwikę brała chętka do śmiéchu, ale się powstrzymała, i wskazując na drzwi, rzekła z naciskiem: