znużony, żem się musiał przespać na sianie; ale gdyby nie to że mię pani znalazła, byłbym wyruszył o świcie.“
„Czy żałujesz że się stało inaczéj?“ zapytała pani Bhaer na wpół żartobliwie i z wyrzutem, przyklękając by obejrzéć zranioną nogę.
Dan zaczerwienił się, wlepił oczy w talérz i rzekł cichym głosem „Nie pani; rad jestem i pragnąłem tu zostać, tylkom się lękał...“
Nie dokończył mówić, gdyż pani Bhaer przerwała mu okrzykiem litości, zobaczywszy straszną ranę.
„Kiedyżeś to sobie zrobił?“
„Trzy dni temu.“
„I szedłeś daléj?“
„Wlokłem się o kiju i obmywałem nogę w każdym strumieniu; a jakaś kobieta dała mi szmatę żeby ją obwiązać.“
„Pan Bhaer musi cię natychmiast opatrzéć,“ powiedziała pani Ludwika, i pospieszyła do przyległego pokoju. Ponieważ drzwi zostały otwarte, Dan słyszał zatém wszystko, co mówili między sobą.
„Fritz, ten chłopiec wrócił.“
„Kto, Dan?“
„Tak; Teodorek zobaczył go przez okno, więceśmy go wołali, ale odszedł i skrył się za stóg siana, na łące. Znalazłam go tam śpiącego: był na wpół żywy z bólu i znużenia. Uciekł od pana Page przed miesiącem i odtąd ciągle wędrował do nas. Powiada, że nie chciał być widzianym, tylko przyjrzawszy się nam chwilę, miał pójść do miasta i pracować jak dawniéj. Jednak miarkuję, że szedł z nadzieją iż go przyjmiemy i czeka niespokojnie wiadomości, czy się z nim zechcesz zobaczyć i czy mu pozwolisz tu zostać.“
„Czy tak powiedział?“
Strona:Mali mężczyźni.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.